Pomiń zawartość →

Mikrorelacje i mikrohistorie na poznańskich Naramowicach. O Lotaryńskiej 6: Mikro Domu Kultury z Joanną Pańczak i Mateuszem Nowackim rozmawia Jakub Walczyk

Czym jest Mikro Dom Kultury? Skąd pomysł na tę inicjatywę?

Mateusz: Lotaryńska 6: Mikro Dom Kultury to inicjatywa społeczna założona przez Martę Wiśniewską, Elę Skrzypczyńską, Annę Wachowską-Kucharską i naszą dwójkę, która powstała na poznańskich Naramowicach jako odpowiedź na brak domu kultury w tej części miasta. To przestrzeń spotkań i działań animacyjnych, które sprzyjają integracji lokalnej społeczności.

A jak zauważyliście brak tego domu kultury?

Joanna: Wspólnie z Agnieszką Różyńską w ramach Generatora Malta [program społeczny festiwalu Malta – przyp. red.] w 2018 roku zaproponowałyśmy artystom i artystkom zrealizowanie rezydencji na trzech poznańskich osiedlach socjalnych z lat 30. XX wieku. Szczególnie interesowało nas to, jak się na nich żyje dzisiaj. „Osiedle ogródkowe” na Naramowicach, gdzie działamy w ramach Mikro Domu Kultury, było jednym z nich. Efektem tych działań było m.in. nawiązanie pierwszego kontaktu zarówno z ówczesną Radą Osiedla Naramowice, jak i pobliską szkołą oraz mieszkańcami. 

Mateusz: W ramach tych rezydencji Kamila Wolszczak i Marcin Zalewski zrealizowali „Mikromuzeum pamięci społecznej”. Artyści zaproponowali przyjrzenie się tożsamości osiedla i tego, w jaki sposób idee przywołane przez Joannę wpłynęły na doświadczenie lokalnej społeczności. Z drugiej strony, dla mnie działania, które wówczas się wydarzyły, traktuję jako komentarz do sytuacji współczesnego mieszkalnictwa. Dzięki temu działaniu udało nam się poznać trochę otoczenie. Słyszeliśmy od mieszkańców, że brakuje tutaj przestrzeni, w której mogłaby się realizować ich wzajemna integracja. Historia tego miejsca jest złożona – po transformacji pojawił się problem z wykupem tych działek od miasta i toczyła się o nie wielka batalia. Dla mieszkańców ważne było, że ktoś zainteresował się tą historią. Nas dodatkowo poruszyła przeszłość tego miejsca, więc zaczęliśmy się zastanawiać, w jaki sposób moglibyśmy dalej działać i animować tę przestrzeń.

Joanna: Dom, w którym działamy, nie został wybrany bez powodu, też ma swoją historię. Poznaliśmy ją dzięki Eli i Ani, które pomagały mieszkającej tam rodzinie, małżeństwu Horojdko w walce z ZKZL-em. Pewnego dnia dostali pismo nakazujące dopłatę wysokiej kwoty czynszu za dobudówkę, którą sami zbudowali. Prawdopodobnie ogrom stresu, jaki wygenerowała ta sytuacja, sprawił, że ich stan zdrowia znacznie się pogorszył i krótko po całej sprawie zmarli. Chcieliśmy w ten sposób zwrócić uwagę na nierówną walkę o egzekwowanie prawa własności, którą od kilkunastu lat toczyli mieszkanki i mieszkańcy osiedla z władzami miasta.

Widzicie jakieś niebezpieczeństwa w takiej działalności?

Mateusz: Mamy świadomość tego, że działamy w pustostanie, mimo że częściowo już przez nas wyremontowanym, to jednak wciąż pustostanie. Staramy się je tworzyć z uważnością na otoczenie społeczne. Nie chcielibyśmy, by stało się nagle modnym domem kultury, oderwanym od lokalnej społeczności.

Joanna: Jako drużyna, mamy wrażliwość, by tego hypeu tam nie budować. Na przykład nie chcieliśmy zapraszać do współpracy przy remoncie znanego architekta. Raczej działamy tam oddolnie, oczywiście konsultujemy się ze specjalistami, bo wiedza jest potrzebna, ale z dużą troską o przeszłość tego miejsca i jego specyfikę. Pierwszym sygnałem, że to się udaje, była reakcja pana Jerzego, syna Państwa Horojdko, który odwiedził nas, jak już własnymi siłami odświeżyliśmy wnętrze. Wcześniej spędził w tym domu kilkadziesiąt lat. Był wzruszony i powiedział, że chętnie wchodzi do tego domu, który już nie jest ruiną i w którym czuje się jak u siebie.

Działacie z uważnością na pamięć tego miejsca, jednak generuje ona też pewne problemy, a mianowicie dostępność…

Joanna: Chcielibyśmy Mikro Dom nazywać oficjalnie domem kultury, jednak wówczas powinien on spełniać wszystkie warunki, zarówno sanitarne, jak i te związane z dostosowaniem całości do osób o różnych stopniach sprawności. To wymagałoby gruntownej przebudowy, a więc też ingerencji w architekturę, która zachowała się tu jeszcze z początków życia osiedla. Na ten moment traktujemy więc domek jako miejsce pamięci. W trosce o powszechny dostęp w okresie wiosny, lata i wczesnej jesieni, dużą część wydarzeń staramy się planować w ogrodzie, by były jak najbardziej dostępne. Sam dom traktujemy, z jednej strony jako mikromuzeum, a z drugiej jako zaplecze organizacyjno-techniczne.

Opowiedzcie trochę o otoczeniu społecznym. Jaka jest rola odbiorców/użytkowników? Czy i w jaki sposób angażują się w działalność Mikro Domu?

Joanna: Od początku staraliśmy się włączać osoby w proces odnawiania tego miejsca albo dosłowniej – odgruzowywania. To jeszcze nie padło, ale prace remontowe wykonywaliśmy właściwie w całości sami, bez żadnej firmy zewnętrznej tylko przy dużym wsparciu społeczności. Natomiast same role sytuują się gdzieś na przecięciu bycia z jednej strony współorganizatorem, a z drugiej odbiorcą/uczestniczką. Uczciwie trzeba powiedzieć, że większość działań wymyślamy my, ale jest kilka osób, które bardzo się angażują i przynoszą pomysły programowe. Jest też grupa, którą czasem włączamy w działania organizacyjne, jak koszenie trawy czy pielenie grządek. Są też tacy, którzy wpadają pierwszy raz, zazwyczaj mówią wtedy „wreszcie udało nam się dotrzeć, dużo słyszeliśmy, kilka razy tędy przechodziliśmy i wreszcie trafiliśmy na jakieś wydarzenie”. Te grupy są bardzo różne i w różny sposób się angażują, ale jest w tym miejscu coś takiego, co wzbudza uśmiech i faktycznie przez brak nadęcia zaprasza do rozmowy. Właściwie każde spotkanie wiąże się z nawiązaniem jakiejś mikrorelacji.

Mikrorelacje w Mikro Domu Kultury?

Mateusz: Tak, często tak to nazywamy, w ogóle duże rzeczy nazywamy mikro w ramach tej inicjatywy. Faktycznie jest tak, że czasami ludzie przynoszą nam jakieś pomysły, ale przede wszystkim często nas inspirują. Podczas spotkań rozmawiamy z grupami senioralnymi, które spędziły na tym osiedlu całe życie i dają nam wyobrażenie, w jaki sposób powinniśmy tam działać. Wspólnie wymyśliliśmy „Społeczne archiwum Naramowic”, które w tym roku chcemy rozbudować o kolejne fragmenty dzielnic i nadać mu międzypokoleniowy charakter. Staramy się też nawiązywać relacje ze szkołami, niektóre klasy zaprosiliśmy na warsztaty ogrodnicze i oprowadzania po archiwum. Zapraszamy do wspólnych działań również inne podmioty, np. Filię Biblioteki Raczyńskich i Radę Osiedla Naramowice. Mamy fajną grupę, która nas wspiera. Pani Ewa, Pan Janusz, Pan Staszek i Pani Ela pomagają nam zaangażować innych mieszkańców, a Pan Staszek dodatkowo był ogromny wsparciem podczas remontu. Dodatkowo w działaniach ogrodowych wspomaga nas Bartek Wojtczak.

Przede wszystkim nie traktujemy jednak tego miejsca jako przestrzeni dla realizacji naszych kuratorsko-artystycznych fanaberii, co jest częstą skazą działań partycypacyjnych. Zdajemy sobie sprawę, że trudna historia sprawia, że to miejsce niekoniecznie musi się każdemu kojarzyć przyjemnie. Dlatego budowanie tej relacji bywa trudne, ale jesteśmy tam dopiero rok i wierzymy, że to się uda.

Joanna: Ogromną wartością jest to, że połowa naszej drużyny to osoby mieszkające na Naramowicach. Ela, która mieszka na osiedlu ogródkowym, zna całą jego historię. Jest bardzo zaangażowana, bo przez wiele lat jako osiedlowa radna walczyła o możliwość pierwokupu na preferencyjnych warunkach tych działek dla mieszkańców i mieszkanek, a oni darzą ją zaufaniem –  dzięki niej od początku odwiedzało nas bardzo wiele osób starszych. Z kolei Marta przynosi perspektywę osoby, która mieszka w tzw. nowej części Naramowic. Ma wielu zaprzyjaźnionych sąsiadów, którzy chcą się dzielić swoimi pasjami i umiejętnościami. Dzięki jej wsparciu na otwarciu zagrał muzyk jazzowy Piotr Wiśniewski, co zapoczątkowało serię koncertów jazzowych na Lotaryńskiej 6. Dodatkowo, na poziomie administracyjnym, komunikacyjnym i produkcyjnym bardzo wspiera nas zespół Fundacji Malta.

Czyli w działanie angażują się bardzo różne osoby. Jak rozumiem, tworzycie też przestrzeń do spotkania i rozmowy. To przestrzeń do prowadzenia takiej chałupniczej diagnozy społeczności lokalnej?

Mateusz: Chałupnicza diagnoza to bardzo dobre określenie. Staramy się na bieżąco projektować wydarzenia mające ewentualnie jakiś szkic tego, co chcemy zrobić w danym sezonie, jednocześnie oddając inicjatywę uczestnikom. Oczywiście chcielibyśmy zrobić profesjonalne badania społeczne, ale w tym momencie nie ma na to środków.

Joanna: Przy większych wydarzeniach robimy takie drobne działania jak wiszące kartki z pytaniami o preferencje odnośnie programu, co się sprawdza, w czym ktoś chciałby pomóc…

Mateusz: …albo proponujemy warsztaty kulinarne, podczas których ludzie chętniej się otwierają i zaczynają mówić o swoich potrzebach.

Rozumiem, że osoby, których jeszcze nie było w Mikro Domu Kultury, mogą przyjść na koncerty, pikniki, warsztaty rękodzielnicze, warsztaty ogrodnicze lub kulinarne. Czy w tej już i tak rozbudowanej ofercie coś pominąłem?

Joanna: Archiwum społeczne! Zawsze jak ktoś jest u nas po raz pierwszy, to opowiadamy historię tego miejsca no i ona budzi zazwyczaj ogromne zdziwienie.

Mateusz: Co istotne, to wszystkie wydarzenia są bezpłatne. Czasem jedynie, gdy temat budzi ogromne zainteresowanie, musimy prowadzić zapisy, ale opłat nie wprowadzaliśmy i nie planujemy.

Skupmy się na moment na tym, co tu i teraz. Z Waszej opowieści słyszę, że Lotaryńska 6: Mikro Dom Kultury to przede wszystkim relacje – spotkania z ludźmi, sąsiedzkie zabawy podczas koncertu czy wspólne gotowanie. Jakie macie pomysł na działalność w czasie pandemii?

Mateusz: Nasza działalność głównie koncentruje się na okresie wiosenno-wakacyjnym, a najwięcej wydarzeń organizujemy między kwietniem a wrześniem, także już na samym początku dość mocno odczuliśmy skutki pandemii. Szczęśliwie, że kilka wydarzeń, jak cykl spotkań o roślinach czy webinaria z fizjoterapeutą, mogliśmy przeprowadzić w sieci, lecz oczywiście wiadomo, że to nie zastąpi ważnego dla nas komponentu międzyludzkich relacji. Staramy się nie utracić kontaktu, dlatego jesteśmy obecni w mediach społecznościowych, ale również odzywamy się do tych osób, które nie korzystają z internetu, przypominając, że jesteśmy i chcemy działać. Jednak boję się, że ludzie po prostu pomimo potrzeby wyjścia i przebywania z innymi nie wrócą tak szybko do dawnych form spędzania czasu wolnego.

Joanna: Będą dużo ostrożniejsi we wchodzeniu w interakcje. Możliwe, że będziemy musieli na przykład wprowadzić jakieś ograniczenia odnośnie liczby osób, może to będzie jakiś sposób, żeby to poczucie bezpieczeństwa zbudować. Oczywiście mamy plan b i mamy całą listę pomysłów na to, jak wykorzystać historię tego miejsca, połączyć te różne tematy i dalej pracować nad archiwum. Jednak w rachunku strat to pandemia dopadła nas w bardzo trudnym momencie – liczyliśmy na wiosnę, na tę budzącą się energię i potrzebę spotkania. Mam takie poczucie, że ta przerwa po prostu nie za bardzo nam służy. Liczyliśmy też, że nowy sezon przyniesie dużo nowych spotkań.

Internet pozwala na zwiększenie zasięgu, ale przypuszczam, że gdybyśmy sprawdzili lokalizację osób, które uczestniczyły w naszych wydarzeniach, to duża część nie mieszka na Naramowicach… Jednak najważniejsze byśmy ten kryzys przetrwali, bo choć wiem, że sytuacja dystansu społecznego ogranicza zaufanie i uczymy się żyć w odosobnieniu, a więzi się rozluźniają, to wierzę, że właśnie takie działania społeczne staną się szansą na ich powolne odbudowywanie. Zwłaszcza że działamy w mieście, które głosi, że kultura służąca do budowania relacji jest najważniejsza. Dbajmy o takie miejsca!

Pozostaje mi zatem trzymać kciuki za tę inicjatywę, za relacje, które już się wytworzyły i te, które jeszcze przed Wami. Dziękuję za rozmowę.

***

Joanna Pańczak – socjolożka, teatrolożka, pracownica kultury, kuratorka Generatora Malta (Malta Festival Poznań) i Akademii Miasta, członkini Poznańskiej Garażówki.

Mateusz Nowacki – kulturoznawca, doktorant w Zakładzie Kulturowych Studiów Miejskich w Instytucie Kulturoznawstwa. Współpracuje z Fundacją Malta przy miejskich projektach Generatora Malta, współtworzył program Akademii Miasta w 2019 i 2020 roku, kurator cyklu spotkań i warsztatów „Ćwiczenia z miasta” realizowanych w 2019 roku w CK ZAMEK w Poznaniu.

Jakub Walczyk – kulturoznawca (edukator, badacz społeczny), koordynator Centrum Praktyk Edukacyjnych w CK ZAMEK, doktorant w Instytucie Kulturoznawstwa UAM.

***

Fot. L. Ostrowska © Fundacja Malta

Opis:
Na współcześnie wykonanym zdjęciu przedstawionych jest sześć osób. Wszystkie zgromadzone są w centralnej części fotografii. Zdjęcie jest pozowane i przypomina trochę rodzinne fotografie robione podczas domowych uroczystości. Wiemy jednak, że przedstawione osoby nie łączą więzy krwi. Trzy kobiety stojące najdalej od fotografa są niejako w kącie pokoju. Uśmiechają się. Są w różnym wieku, wszystkie ubrane są w odcieniach czerni i szarości. Jedna z kobiet w długich rudawych włosach uśmiecha się najszerzej, w obu dłoniach trzyma figurkę anioła. Dwie inne kobiety – prawdopodobnie najstarsze z przedstawionych osób – siedzą przed nimi na krzesłach. Ich twarze dla odmiany są nieruchome, a wzrok nieobecny, zamyślony. Ostatnią osobą uwiecznioną na zdjęciu jest młody, czarnowłosy i uśmiechnięty chłopak, który leży rozciągnięty na ziemi, niejako u stóp siedzących pań. Głowę podpiera na jednej z rąk. Ubrany jest w bordową bluzę i czarne spodnie. Na jednej ze ścian – białej -powieszone są fotografie. Druga, na której jest okno przysłonięte firankami, wytapetowana jest w blade, różowo-żółte wzory.
Autor opisu: Bartek Lis

Opublikowano w Rozmowy